Fire Dragon Tattoo Studio – 83 – Przybysz z koszyczkiem

Wieczko zaczęło się wybrzuszać, a z piekarnika dochodził cichy świst. Była w nim lasagne w tekturowym opakowaniu, kupiona kilka dni temu w supermarkecie. Najwidoczniej gorąca para z mrożonki zaczęła uciekać przez jakąś nieszczelność.
Lenny kucnął przed piekarnikiem, mrużąc oczy i przyglądając się swojej śniadanio-kolacji. Może trzeba było oderwać pokrywkę? Nie przeczytał, jak to przyrządzić. Zerknął tylko na duży, czerwony napis na wieczku: „gotowe w 45 minut”. Szkoda tylko, że nie spojrzał na zegarek, o której to wstawił.
Przy tym eksperymencie towarzyszył mu rudy kocur, siedząc tuż przy nim i patrząc ciekawsko na piekarnik. Był skazany na towarzystwo Lenny’ego, kiedy Ryan wywalił go z sypialni i poszedł spać, żeby nie być zombie po bezsennej nocy. Tak więc teraz Jay przekręcił pyszczek, kiedy zaświszczało głośniej i zerknął to na Lenny’ego, to na piekarnik. Mężczyzna też spojrzał na kota i wzruszył ramionami.
— Módl się, żeby się nie spaliło, bo nic innego nie ma w tym domu poza twoim śmierdzącym żarciem — mruknął, po czym wstał z nadzieją, że bez nadzoru nagle wszystko nie wybuchnie.
Jay miauknął i machnął łapką w stronę piekarnika, a równocześnie rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi. Zastrzygł uszami i wybiegł do przedpokoju. Lenny wbił dłonie w kieszenie dresowych spodni, które ledwo wisiały mu na biodrach. Poszedł otworzyć.
Pierwsze, co przykuło jego uwagę, to kusząco uśmiechnięte, pomalowane błyszczykiem usta jakiegoś blond-różowo-włosego osobnika. Trzymał w rękach koszyczek z pachnącym mięsem czymś i ubrany był w turkusowy top oraz króciutkie szorty. Uśmiech spłynął mu z twarzy, kiedy zastał najwyraźniej nie tego, kogo się spodziewał. Nie stracił jednak animuszu i odezwał się, a raczej niemal zaświergotał:
— Cześć, jest może Ryan?
Lenny spojrzał na szczupłego, znacznie od niego wyższego gościa i skrzywił się, opierając ramieniem o framugę drzwi. Dłonią na klamce blokował wejście.
— Powiedzmy. Zależy, kto pyta.
— Chris. Jak mu powiesz, to będzie wiedział. — Chłopak uśmiechnął się do niego i uniósł koszyczek. — Przyszedłem w odwiedziny.
Lenny spojrzał na koszyk. Pachniał jedzeniem, ale ten cały Chris wybitnie mu się nie podobał.
— Nie wspominał o tobie. I jest trochę zajęty. Jak chcesz, możesz zostawić koszyczek dla babci, a wpaść później, Czerwony Kapturku — mruknął.
W jasnych oczach Chrisa zabłysnęła złowroga iskierka.
— To powiedz mu może, że jestem i niech sam zdecyduje, czy mogę wejść, hm? — rzucił już mniej milusim głosem.
— A czy ja ci wyglądam na posłańca? — mruknął mężczyzna, zauważając tę z pozoru niewielką zmianę w jego zachowaniu. — Skoro tak dobrze się znacie, to czemu go nie uprzedziłeś, że wpadniesz z koszyczkiem?
Chris zmierzył go niechętnym spojrzeniem, po czym znowu uśmiechnął się słodko.
— Chciałem mu zrobić niespodziankę — odparł i zerknął pod nogi, bo dostrzegł rudego kocura stojącego przy Lennym. Kucnął i wyciągnął do niego rękę. — Jay? Ty jesteś ten słodki Jay? No idź do pańcia, powiedz, kto przyszedł z jedzonkiem.
Kot niemal od razu cofnął się od jego ręki i schował za nogami Mulata. Ten nie mógł powstrzymać krzywego uśmiechu na ustach.
— Widać, że ciągnie go do swego — zakpił.
Chris przez chwilę patrzył wrogo na Jaya, po czym wstał.
— To jak? Wpuścisz mnie czy nie? — spytał i obejrzał się przez ramię Lenny’ego, jakby chciał dostrzec gdzieś Ryana. Nie widząc go, krzyknął do wnętrza: — Ryan?! Jesteś tam?!
Lenny zaśmiał się i w końcu puścił klamkę, odsuwając się.
— Bo oczywiście masz telefon i możesz do niego zadzwonić, a nie drzeć się tak, żeby każdy wilk cię usłyszał, Czerwony Kapturku.
Chris prychnął, mierząc Lenny’ego zimnym spojrzeniem i wszedł jak do siebie. Zajrzał do kuchni i zmarszczył nos.
— Chyba coś ci się pali — rzucił do mężczyzny i wszedł do salonu. — Ryan?!
Lenny zaklął, zatrzasnął drzwi i podbiegł do kuchni, żeby wyłączyć ten cholerny piekarnik. Jay poszedł za nim, człapiąc cichutko po podłodze, wyraźnie woląc przebywać w jego towarzystwie niż tego różowego kogoś.
Chris za to dalej szukał Ryana, pokrzykując jego imię, aż nagle do jego uszu dotarł też głos jego ofiary. A inaczej byłego trenera.
— No, nie żeby coś, ale usiłuję odespać tę cudowną no… Chris?!
Chris na znajomy głos zwrócił się do swojego obiektu westchnień i zawołał radośnie:
— Ryan! Och, jak dobrze cię widzieć! Wpadłem z wizytą!
Ryan wciąż stał w progu sypialni, w czarnych bokserkach, ze zmierzwionymi włosami i zaspanym spojrzeniem, teraz jednak patrzącym na Chrisa groźnie.
— Bardzo mi miło, ale… oświeć mnie, proszę, skąd ty masz mój adres?
Chris zatrzepotał wymalowanymi rzęsami i machnął szczupłą dłonią.
— Oj tam, znalazłem. Czy to ważne? Mam dla ciebie prezent! — wyszczebiotał, pokazując mu koszyczek.
Ryan spojrzał na niego, domyślając się, że jest tam jedzenie. Szybko jednak uniósł ponownie wzrok na oczy chłopaka. Był niewyspany i nie podobało mu się, że to akurat Chris go obudził.
— Może mamy różne systemy wartości, ale musisz wziąć pod uwagę, że jedzenie nie zrekompensuje mi tego, że prawdopodobnie zwinąłeś mi z pracy adres mieszkania — odparł i podszedł do niego bliżej. — Chętnie bym się dowiedział, czego ty właściwie ode mnie chcesz.
Chris był nieprzejęty jego postawą.
— No jak to czego? Chcę być blisko ciebie i już ci mówiłem, że… no, że cię lubię. — Znowu zatrzepotał rzęsami filuternie i jeszcze chciał coś dodać, kiedy z kuchni usłyszeli głośnie przekleństwo.
— A moja kuchnia najwyraźniej nie lubi Lenny’ego — powiedział Ryan bardziej do siebie niż do Chrisa. — Miło mi, że mnie lubisz, ale raz, nie znasz mnie, a dwa, dalej nie przeprosiłeś za to, że ukradłeś mój adres.
Chłopak oburzył się, zaciskając palce na rączce koszyka.
— Nie ukradłem!
— Hm… Więc przekupiłeś słodką Dianę w recepcji? — Ryan uśmiechnął się ironicznie, zirytowany obecnością i natarczywością Chrisa. To było aż chore.
— Nie! Przechodziłem akurat w okolicy i zobaczyłem, gdzie mieszkasz. Ryan… — jęknął żałośnie. — No jak możesz mówić, że mogłem kogoś przekupić albo coś ukraść? — biadolił, a Ryan zobaczył, jak za jego plecami Lenny na drewnianej desce niesie sobie otwarte już jedzenie z piecyka i siada na kanapie przed telewizorem.
— Najwyraźniej mogę. Szczególnie po tym, jak twoja różowa główka wydaje się nie przyswajać, że jestem niezainteresowany tobą i dalej mnie prześladujesz — odparł Ryan. Był wkurzony, że ten ciotek robi sceny w jego domu. Do tego Jay wydawał się go nie lubić, bo siedział kawałek dalej pod ścianą, machając ogonem po podłodze. — I pozwól, że uprzedzę twoje pytanie. — Uśmiechnął się kpiąco, po czym wskazał na siedzącego na kanapie Lenny’ego. — Dlatego, że to jest bardziej mój typ.
Chris otworzył usta ze zdumienia, po czym nadął policzki. Spojrzał na mężczyznę siedzącego na kanapie i obserwującego ich kątem oka podczas jedzenia.
— Jak to? — jęknął, wskazując na niego palcem oskarżycielsko. — Takie coś jest niby lepsze ode mnie? Jest… jest niski i czarny!
— A ty jesteś wychudzony i różowy. Hm… Naprawdę się dziwisz, że nie trudno mi wybrać? — zironizował Ryan. Nawet teraz ta zapiekanka Lenny’ego wydawała mu się bardziej zachęcająca niż to, co Chris mógł mieć w koszyku.
Nieproszony gość odetchnął ciężko i teatralnie odrzucił włosy z czoła.
— Och, oczywiście, że tak! — jęknął, dotykając szczupłymi palcami swojego mostka. — Nie dość, że chociaż ja mam jakiś wygląd, to mam z tobą zdecydowanie więcej wspólnego. Robię ci jedzonko, zająłbym się domem, do tego tak wspaniale nam się razem rozmawiało, kiedy u mnie byłeś albo na siłowni. No i Jay… — Wskazał na kota. — Ty masz kota, ja mam koty. To znak, Ryan. — Chwycił go za rękę. — Jesteśmy sobie przeznaczeni! — zadeklarował, a Lenny, który cały czas ich słyszał, aż prychnął pod nosem.
Ryan cofnął rękę, nie chcąc, żeby ten chłopak go dotykał. Był aż obrzydzony przez to jego nachalne zachowanie. Chyba nawet bardziej niż przez jego wygląd.
— Coś mi mówi, że Jay nie jest do ciebie przekonany. I jak widzisz, z głodu jeszcze nie umarłem, więc na pewno uda mi się przeżyć jeszcze trochę czasu bez twojej pomocnej dłoni. Którą, swoją drogą, mógłbyś trzymać z dala ode mnie. A teraz, jeśli pamiętasz, gdzie są drzwi, to możesz jeszcze iść je pooglądać. Z zewnątrz.
Chris słuchał go z coraz większymi oczami, a w końcu pisnął przeraźliwie i tupnął nogą.
— Nie! Nie ma mowy! Nie wyjdę stąd, nie wywalisz mnie. Za bardzo się starałem, by ciebie mieć, żebyś mi mówił, że… że, że… — Zaciął się, najwidoczniej coraz bardziej się denerwując. — Jak możesz mnie w ogóle nie chcieć?! Ja się tak staram! — krzyknął, aż trzęsąc się ze złości.
— Za bardzo się starasz! — warknął Ryan. Stwierdził, że skoro nie chciał wyjść, to wywali go siłą. Złapał go za ramię i bez pardonu pociągnął do wyjścia. — Polecam znaleźć inny obiekt i dla niego się starać. Ale kimkolwiek ten ktoś będzie, bardzo mu współczuję.
Chris wydarł się piskliwie i ni z tego ni z owego walnął Ryana koszykiem, który nadal trzymał.
— Puszczaj! Jak śmiesz mnie w ogóle tak spławiać?!
Ryan zmarszczył się i wyrwał mu ten przeklęty koszyk z ręki, po czym zacisnął mocniej dłoń na jego ramieniu i niemal dowlekł go do drzwi. Otworzył je i wypchnął Chrisa na zewnątrz. Koszyk, który trzymał, rzucił jeszcze w jego stronę. Chłopak, nie zważając na niego, dopadł znowu do drzwi i rzucił się na Ryana, wpychając go do środka. Przewrócił go przy tym, objął ramionami jego szyję i pocałował go w usta.
— Ryan! Bądź ze mną! — wydarł się, trzymając się go desperacko. — Ja wszystko dla ciebie zrobię. Muszę, muszę cię mieć!
Ryan poza tą chudą, wymalowaną twarzą zauważył, jak obok nich staje jego współlokator nie z wyboru i obejmuje Chrisa w pasie, odciągając go. Chudy blondyn jednak chwycił Ryana zachłannie, wbijając mu paznokcie w skórę na plecach. Ryan aż nie wierzył, że ten ciotek jest tak zdesperowany. Sięgnął dłońmi do obejmujących go rąk i odciągnął je od siebie zdecydowanie.
— Jedyne, co teraz musisz, to stąd wypierdalać, szaleńcu! — warknął, unosząc się. — Bierz to swoje jedzenie i spadaj mi z oczu, bo jeszcze trochę, a będziesz musiał wydać fortunę na kosmetyki, żeby zakryć obity pysk.
Lenny szarpnął wierzgającego Chrisa.
— Jak możesz? Jak możesz?! Tyle dla ciebie zrobiłem, tyle poświeciłem czasu! Dlaczego?! — wrzeszczał, szarpiąc się i starając się wyswobodzić z uścisku ciemnoskórego mężczyzny. Kiedy chciał go uderzyć w twarz, ten złapał jego ręce w nadgarstkach i unieruchomił. — Dla tej szmaty, dla czarnej dziwki! — darł się, szarpiąc się.
Lenny zerknął z wymowną miną na Ryana wstającego z podłogi i nie czekając na jego polecenie, wyrzucił za drzwi wciąż wyklinającego ich i szarpiącego się Chrisa. Nie czekał, aż ten wywali się na trawnik przed domem i od razu zamknął drzwi za tym wściekłym, chudym, różowym czymś.
— Niezły towar — zakpił do Ryana, chwilę przed tym, jak w drzwi wejściowe ich „gość” zaczął walić pięściami, wrzeszcząc coś o policji i o tym, że Ryan do niego należy.
Chłopak spojrzał na drzwi z niezadowoleniem, a potem zwrócił wzrok na Lenny’ego.
— To najbardziej pojebana i odrzucająca osoba, jaką miałem nieszczęście poznać. Sam widziałeś — mruknął, przeczesując włosy palcami. Miał nadzieję, że Chris da mu spokój już na dobre. Bo już chyba bardziej dosadnie nie dało się okazać niechęci.
Lenny zerknął na wejście, o które nadal opierał dłoń, a w które od drugiej strony walił Chris. Obaj słyszeli, jak krzyczy o przeznaczeniu i o tym, że to wszystko wina „tej czarnej dziwki”.
— Widziałem i nadal słyszę — warknął. Aż mu się niedobrze robiło na myśl, co temu całemu Chrisowi siedziało w tej ufarbowanej głowie. — Gdzieś ty takiego popaprańca znalazł?
— W pracy. Robiłem za jego trenera. Hm… Chyba na całe szczęście trenowałem go zaledwie dwa, trzy razy. Inaczej bym się bał, że wedrze się tu siłą — mruknął Ryan, rozważając, czy nie wyjść na zewnątrz i mu nie przywalić.
— Jak na razie robi tylko od cholery hałasu — burknął Lenny, coraz bardziej się wkurzając przez epitety, które leciały w kierunku zarówno jego, jak i Ryana. W sumie jak obrażanie jego samego jeszcze jako tako znosił, to ten cały popaprany Chris, wyzywając Ryana od impotentów i dewiantów, zaczynał go wkurzać.
Chłopak spojrzał na drzwi i podszedł do Lenny’ego.
— Otwórz, proszę. Bo mi jeszcze drzwi rozwali, a tego byśmy nie chcieli.
— A co planujesz zrobić? — spytał Lenny z dystansem.
— A masz lepszy pomysł niż danie mu w pysk? Możemy to przeczekać, jeśli wolisz… — Ryan zawiesił głos, bo znowu poleciała salwa wyzwisk zaczynająca się od „czarnej dziwki”. — Bo po psy dzwonić niestety nie zamierzam.
Lenny spojrzał na Ryana, potem na drzwi.
— Szkoda, że nie będę zbytnio wiarygodnym świadkiem, ale jak chcesz. Czyń honory — mruknął, naciskając na klamkę. — Napad we własnym domu i przemoc w obronie własnej — dodał zrezygnowanym głosem i otworzył drzwi, przez które od razu wpadł cały czerwony na twarzy i poczochrany Chris. Rzucił się z pazurami na Ryana.
Ten się tego spodziewał, bo tylko złapał Chrisa za nadgarstek i unieruchomił jego rękę jednym pociągnięciem w dół. Potem bez pardonu, nie przejmując się, że właśnie zamierza uderzyć wymalowane, kruche coś, rąbnął go zaciśniętą pięścią w szczękę, aż chłopak poleciał plecami na ścianę. Zsunął się po niej i najwidoczniej mając wyjątkowo małą odporność na ból, zemdlał.
— Ładny cios. — Ryan usłyszał z boku, obejrzał się na Lenny’ego i uśmiechnął się krzywo.
— Dziękuję. Zadzwonię po taksówkę, to może go wywiozą do domu… — odparł, nawet już nie patrząc na Chrisa.
Lenny wychylił się na dwór. Miał wyjątkowo obojętną minę jak na to, co w ogóle zaszło.
— Zostawił swój samochód. Chce ci się wydawać kasę na taksówkę, a do tego jeszcze słuchać debilnych pytań kierowcy?
— A masz inną propozycję, którą nie będzie zajęcie miejsca w tym… pojeździe i zawiezienie go do siebie? — Ryan również zerknął na zewnątrz, gdzie na podjeździe stało kanarkowo-żółte mini.
Mulat zmarszczył brwi, nie rozumiejąc.
— Nie mam innej. Ale nie możesz go wsadzić po prostu do tego jego pojazdu i wywieźć gdzieś? Jeśli to mini tu zostanie, to, chcąc nie chcąc, ta twoja dziewczyna tu wróci.
— Nie mam nic przeciwko „dziewczynie”, ale to „twoja” bym usunął z tego zdania — odparł Ryan i zerknął znowu na samochód na podjeździe. — Jak małe są szanse, że masz ochotę przejechać się tym uroczym samochodem?
Lenny oparł się plecami o framugę drzwi, patrząc to na mini, to na Ryana.
— Zależy, jak ładnie mnie poprosisz. — Uśmiechnął się pod nosem. — I dorzucisz kilka miłych słów do tego z wcześniej.
— Mógłbyś uściślić „tego z wcześniej”? — spytał Ryan, nie rozumiejąc. Odsunął stopą bezwładną nogę Chrisa, która walała się gdzieś obok.
Lenny wydął usta, udając, że się zastanawia.
— To coś o typie, czy jakoś tak. I nie odpowiadaj tylko na ostatnie zdanie. To, co zrobisz za to, że się pozbędę twojej dziewczyny, było istotniejsze.
Ryan spojrzał mu czujniej w oczy.
— Nie wiem, co by cię zadowoliło, ale możesz poprosić, to zobaczymy, co da się zrobić.
Lenny uśmiechnął się kącikiem ust, zamknął drzwi i przeszedł nad nieprzytomnym Chrisem do Ryana. Pchnął go i przyszpilił dłonią na ramieniu do ściany. Wspiął się na palce i pocałował mocno w usta.
Chłopak gwałtownie wciągnął powietrze przez nos, zaskoczony tym gestem. Odpowiedział jednak na pocałunek równie mocno, wysuwając język i pogłębiając go. Lenny pachniał męsko i w każdym jego geście czuć było faceta. Nie to co Chris, który zwyczajnie go odrzucał. A teraz leżał nieprzytomny po zaledwie jednym ciosie na podłodze obok ich nóg.
Lenny położył Ryanowi dłoń na brzuch i przesunął nią po jego skórze pieszczotliwie. Pocałunek przerwał dopiero po dłuższej chwili.
— Lody, ciasto czekoladowe, popcorn, film i cały wieczór jesteś mój — zamruczał mu w szyję, na którą przesunął swoje gorące usta.
Ryan odchylił głowę, przymykając oczy, a jedną dłoń położył mężczyźnie w pasie. Mmm… Przyjemnie.
— Hm… Więc powinienem skoczyć do sklepu po to żarcie?
Lenny skubnął zębami jego szyję, po czym polizał to miejsce.
— Mhm… Co najmniej dwulitrowe, cytrynowe — dodał, głaszcząc jedną dłonią boki Ryana, a drugą trzymając go za kark, z palcami we włosach.
— Jeszcze jakieś wymagania? Tylko tak, żebyśmy nie musieli kursować do łazienki, jak namieszamy — odparł chłopak z przekąsem i przycisnął go mocniej do siebie, obejmując bardziej w pasie.
Mężczyzna zerknął na niego w górę, aktualnie znajdując się z ustami tuż przy jego obojczyku.
— Namieszamy? Do łazienki?
— Lody i ciasto słodkie, popcorn słony. Dorzuć jeszcze coś meksykańskiego, a się zrzygamy. — Ryan zaśmiał się, przyglądając mu się i głaszcząc po plecach. Nie mógł się nadziwić, że Lenny potrafił też być taki delikatny. A on sam lubił czasem takie pieszczoty.
— Nachosy? — Mulat odpowiedział śmiechem i ugryzł go w sutek, jednocześnie łapiąc za włosy mocno, a drugą dłonią za biodro. — Mrr… Mam mocny żołądek.
Ryan spojrzał mu przez ramię na nieprzytomnego Chrisa, a potem znowu na Lenny’ego, już trochę zarumieniony.
— Mam nadzieję. Ale zawieź najpierw, proszę, te kolorowe zwłoki do domu. Podam ci jego adres. Może się obudzić w każdej chwili.
Lenny zerknął na Chrisa, po czym niespodziewanie chwycił mocno Ryana za włosy i przyciągnął go sobie, całując agresywnie.
— Się robi, księżniczko. Tylko kup, co mówiłem i dotrzymaj mi towarzystwa, jak obiecałeś. — I dopiero go puścił, równie nagle jak chwycił.
Otworzył drzwi wyjściowe i schylił się, żeby podnieść nieprzytomnego Chrisa. Uprzednio wyjął mu z kieszeni kluczyki do samochodu.
Ryan przez chwilę łapał oddech po tym gwałtownym pocałunku.
— Ta „księżniczka” nie była konieczna. Towarzystwa nie będzie, kiedy będziesz mnie tak nazywał, Lenny. A Chris mieszka na Coral Gables, na rogu Leonardo Street i Cotorro Avenue.
Lenny zaśmiał się i bez problemu dźwignął nieprzytomnego chudzielca, który teraz zwisał mu na ramieniu.
— Chociaż lodów mi nie pożałuj! — Rzucił w jego stronę kluczyki. — Lepiej chodź i pomóż mi to wrzucić do mini, a nie rozpamiętujesz, gdzie twoja dziewczynka mieszka — dodał, wychodząc już na zewnątrz.
Ryan ruszył za nim boso, wciąż w samych bokserkach, lecz nie przejął się tym. Było bardzo ciepło, sąsiedzi nie raz wychodzili na zewnątrz w szlafrokach po gazetę, a kobiety opalały się w strojach kąpielowych na ganku. Bielizna nie powinna nikogo zbulwersować.
Przeszedł po trawie do tego strasznego samochodu i otworzył drzwi, odchylając je, żeby Lenny mógł wcisnąć do środka Chrisa.
— Proszę.
Mulat wepchnął nieprzytomne ciało chudzielca, po czym wyciągnął dłoń po kluczyki.
— A teraz pojadę na bagna i utopię i samochód, i nieboszczyka. Może jakiś aligator go zje — rzucił beztrosko, nie bacząc, jak to może brzmieć w jego ustach. Zważywszy, za co siedział w więzieniu. — I pamiętaj, cytrynowe.
— Pamiętam. — Ryan oddał mu kluczyki i cofnął się. Dodał z kpiącym uśmiechem: — Nie zapomnij zatrzeć śladów, bo jeszcze spędzisz wieczór z psami, zamiast ze mną.
Lenny przewrócił oczami i klepnął go w pośladek.
— Spoko, znam się na tym.
Wsiadł do samochodu, nim Ryan zdążyłby się na niego zamachnąć za klapsa. Chłopak rozejrzał się gwałtownie, sprawdzając, czy nikt przypadkiem nie widział tego gestu. Kiedy nie dostrzegł żadnego sąsiada w zasięgu wzroku, spojrzał na Lenny’ego morderczo.
— Za to będzie tylko mała paczka popcornu.
— Ale też nachosy! — zawołał mężczyzna i odpalił silnik. — Bez nachosów wezmę sobie coś innego.
Zlustrował półnagie ciało Ryana. Oblizał się i wycofał na podjeździe. Zerknął jeszcze na nieprzytomnego Chrisa na siedzeniu obok i pokręcił głową. Koszmarny koleś, który według niego nadawał się do wariatkowa. Chwilę się zastanawiał, gdzie go zostawić, aż w końcu wpadł na pewien pomysł. Przy okazji mógł kogoś odwiedzić, a okolica była na tyle paskudna, że może chociaż tej kolorowej dziewczynce ukradną felgi.

***

Pomarańczowy Mustang zatrzymał się na parkingu przed dużym supermarketem i wysiedli z niego Charlie i Mike. Ten pierwszy zwrócił się do kumpla:
— W ogóle byłem pewien, że mamy jeszcze jakieś piwo. Ale cały czas zapominam, że jak już mamy jakiś alkohol, to tylko drogie wino, które Rush kupuje.
Mike zaśmiał się pod nosem.
— I co, zawsze lampka do obiadu? — rzucił, idąc do automatycznych drzwi, które od razu się przed nimi rozsunęły.
— No, w weekendy tak. — Charlie wszedł za kumplem, wciskając ręce w kieszenie swoich ciemnozielonych, luźnych spodni. — Bo tak to raczej jemy osobno.
Mike wziął koszyk i ruszyli między półki sklepowe.
— To nie jadacie w domu? I w ogóle, jak wy się zgrywacie w tym wszystkim? No wiesz, z pracą, ze wspólnym mieszkaniem?
Charlie wzruszył ramionami, podążając za nim. Było już około siódmej wieczór, a Rush i Marg czekali na nich w domu i pewnie wybierali film, który mieli wspólnie obejrzeć.
— Rush w sumie nie pracuje w jakichś stałych godzinach, bo ma głównie spotkania z klientami. Więc czasem jest wcześniej, jak go Alex nie ciśnie, czasem później. Fajnie jest. — Uśmiechnął się pod nosem.
Mike pokiwał głową ze zrozumieniem, po czym przystanął, zaczynając chichotać. Charlie zamrugał i też się zatrzymał.
— Co jest?
Mike roześmiał się jeszcze bardziej.
— Nie, nic. Głupie skojarzenie. Nawet bardzo.
— Ale jakie? — dopytywał Charlie i pchnął go w plecy, żeby szedł dalej, bo na razie byli na dziale z jedzeniem dla niemowląt. A jemu nie spieszyło się do ojcostwa.
Mike ruszył, nadal chichocząc.
— Nic, nic, tylko… Powiedziałeś to tak, jakby Alex był jego alfonsem.
Charlie uniósł brwi i wydął wargi.
— Idź lepiej, a nie… To nie tak to miało zabrzmieć — burknął, a Mike gorliwie pokiwał głową.
— Oczywiście, że nie. Dlatego powiedziałem, że to głupie skojarzenie — odparł, nadal z szerokim uśmiechem na ustach.
Chłopak spojrzał na jego minę i prychnął pod nosem.
— Debil. Ty mi w ogóle powiedz, czy widziałeś już nową maszynę Jasona? — zapytał z większym zapałem.
Mina Mike’a od razu wskazała, że spoważniał. Widział jego motocykl i wiedział, od kogo Jason go ma.
— Mhm, miałem okazję.
— Jest genialny, co? — Tatuażysta uśmiechnął się, widząc już na horyzoncie lodówkę z piwami, więc skierowali się w jej stronę. — Nigdy jakoś nie szalałem za motorami, ale ten jest super.
— Bardzo ładny, nie powiem. Chociaż przypuszczam, że Jason wolałby kupić go sobie sam — mruknął Mike, nim zdążył ugryźć się w język.
Charlie od razu spojrzał na niego bystrzej. Powszechnie było wiadomo, że Mike wie wszystko. Zawsze. Zapytał więc z zaciekawieniem:
— A wiesz, kto mu to zafundował?
— Nie — odpowiedział od razu. Może nawet trochę za szybko, więc postanowił odwrócić uwagę przyjaciela, zmieniając temat. — Lepiej powiedz, jakie piwo chce Rush.
Akurat podszedł do lodówki i już wybierał coś dla siebie i Marg.
— Unikasz odpowiedzi. Znam cię, Mike — odparł Charlie, sięgając do lodówki.
Zanim Mike zdążył odpowiedzieć, usłyszeli za plecami znajomy głos.
— Uuu, ja też cię znam na tyle dobrze, Mikey, że mogę potwierdzić słowa Charliego. I podaj mi, kochanie, jak możesz, sześciopak Budweisera.
Mike od razu odwrócił się i zobaczył twarz Ryana z jego niemal sławnym uśmieszkiem.
— Dzięki, Ryan, ale co, jeśli naprawdę nie wiem? — prychnął. — I w ogóle, co tu robisz? I nie, nie odpowiadaj, że zakupy, ani że stoisz, ani że z nami rozmawiasz.
— Hm… — Chłopak zamyślił się, przyjmując od rozbawionego Charliego piwo. — Śledzę was i się zastanawiam, dlaczego moi starzy kumple mają zamiar spędzić wieczór przy piwie bez mojej wiedzy i bez mojego uroczego towarzystwa?
W jego koszyku spoczywało już małe opakowanie popcornu, duże pudełko lodów cytrynowych i jakieś ciasto.
Mike zaśmiał się, odkładając swoje piwo do koszyka.
— Ponieważ jesteśmy twoimi drogimi kumplami, którzy chcieli ci oszczędzić uczestnictwa w podwójnej randce.
— Zrobilibyście z Rushem z tego wieczorku wojnę o miejsce na kanapie obok mnie — dodał Charlie ze śmiechem i zamknął lodówkę.
— Już prawie zapomniałem, jak wy się o mnie potraficie troszczyć — zironizował Ryan i mrugnął do nich, a Mike poklepał go po ramieniu.
— Zawsze i wszędzie, Ryan. Zawsze i wszędzie. Ale lepiej mi powiedz, z kim to ty planujesz spędzić wieczór, bo z tego co mnie pamięć nie myli, to aż takim fanem słodyczy to ty nie jesteś. — Wskazał brodą na zawartość jego koszyka.
Ryan też tam popatrzył, zastanawiając się chwilę nad czymś.
— I jeśli rzeczywiście cię pamięć nie myli, Mikey, mam poza moim małym Jayem jeszcze jednego współlokatora. Myślę, że wspólnymi siłami uda nam się to wszystko zjeść.
Mike zmarszczył brwi w pytającej minie.
— Eee… Że niby z tym mordercą? — wykrztusił Charlie, a Ryan uśmiechnął się do niego wymownie.
— Tak, kochanie, z tym mordercą. Z innym nie mieszkam. Obiecałem mu wspólny wieczór w zamian za zajęcie się ciałem tego różowego prześladowcy, o którym chyba kiedyś wam wspominałem, a danego słowa nie powinno się łamać.
Mike z każdym słowem kumpla był coraz bardziej zmieszany.
— Czekaj, czekaj. Tego chuderlawego kolesia, co się wokół ciebie kręcił, jak pszczoła wokół miodu? I jak to… „zajęcie się”?
Charlie za to był tak wcięty, że nie wiedział, co powiedzieć. Patrzył tylko na Ryana w osłupieniu, a wyobraźnia już mu podpowiadała najgorsze scenariusze – w tym Ryana za kratkami za współudział w morderstwie.
Tymczasem Ryan zwrócił się do Mike’a:
— „Zajęcie się” w tym kontekście znaczyło odwiezienie bezwładnego ciała tego „chuderlawego kolesia” do domu. Choć nie dam głowy, że właśnie do domu Lenny go odwiózł… — Zamyślił się. — I chodźmy do kasy, bo wyglądamy, jakbyśmy chcieli przeczekać, aż ochrona zniknie i wynieść lodówkę z piwem. A ja już mam — zawahał się chwilę, patrząc na piwo, popcorn, lody i ciasto w koszyku, ale w końcu skończył: — już wszystko.
Mike ruszył z koszykiem w stronę kas. Przyjechali w końcu tylko po alkohol.
— Dobra, to inaczej zapytam, Ryan. Czemu był nieprzytomny? Coście mu zrobili i co on w ogóle robił, że ten cały Lenny musiał go odwozić? Ta historyjka ma na tyle dużo niejasności, że Charlie zaraz nam tu zemdleje, a ja jestem zaniepokojony.
Ryan spojrzał na młodszego z kumpli i potargał mu włosy.
— Nie bój się, kochanie, nie zabiliśmy go. Jak to prześladowcy mają w zwyczaju, ten chuderlawy, różowy ciotek zdobył jakimś trafem mój adres i postanowił mnie dokarmić. Mimo wszystko miałem dość, więc go wywaliłem, ale tak łatwo niestety nie mogło pójść. Więc musiałem wybrać: albo moje drzwi, albo Chris. Otworzyliśmy znowu i powiedziałem mu „żegnaj” w fizyczny sposób — opowiedział w skrócie i stanął na końcu kolejki.
Mike skrzywił się.
— Pobiliście go? Cholera, Ryan, nie wydaje ci się, że to przesada? Jak cię nachodził, mogłeś wezwać policję.
Ryan pstryknął palcami, udając oświecenie. Ale potem spoważniał i uśmiechnął się krzywo.
— Jeszcze się nie nauczyłeś, Mikey, że ja i psy nie mamy dobrych stosunków?
— Ale on może na was złożyć pozew! — oburzył się Charlie.
— To była obrona własna, kochanie — zanegował Ryan i zaczął wykładać na taśmę wszystkie rzeczy… a właściwie prawie wszystkie rzeczy, o które prosił Lenny.
Mike odetchnął ciężko.
— Mam taką nadzieję, bo jak coś, będziesz potrzebował prawnika. Albo będziecie, zależnie od tego, jaki on miał w tym udział — mruknął, stawiając na taśmie także i swoje, i Charliego zakupy. — W ogóle, podrzucić cię potem? — zaproponował, patrząc na duże opakowanie lodów cytrynowych.
Ryan uśmiechnął się do Mike’a.
— O tak. Jak już proponujesz, to nie odmówię. Dzięki.
Charlie tylko wydął wargi, słuchając ich z niezadowoleniem. Widać było, że nie był pewien, czy Ryan przypadkiem nie ściemniał i nie stało się coś gorszego. Może i Ryan rzadko kiedy… a raczej prawie w ogóle nie kłamał. Kręcił jak nikt inny, ale nie kłamał. Nie zmieniało to jednak faktu, że Charlie miał obawy.
— To wszystko? — Wyrwała ich z rozmowy kasjerka, kiedy już policzyła zakupy Ryana.
— Tak, mam nadzieję, że o niczym nie zapomniałem — odpowiedział i wyciągnął portfel z kieszeni spodni. Już za późno, żeby wracać się po nachosy.
Kobieta przyjęła należność, a po chwili już całą trójką szli z zakupami do samochodu Mike’a, klucząc pomiędzy pickupami, wielkimi jeepami i kabrioletami.
— To co? W końcu naprawdę się do ciebie wprowadził? — zagadał Mike, wkładając zakupy do bagażnika.
Ryan trzymał swoje w reklamówce, stojąc obok.
— Tak, myślę, że już się zadomowił. Zajął moją szafę i moje łóżko.
— Szafę? — Charlie spojrzał na Ryana, stojąc tuż przy nim. — Ty używasz czegoś takiego jak szafa?
— Miałem na myśli podłogę, kochanie. — Ryan uśmiechnął się zniewalająco, a Mike przewrócił oczami, wsiadając do samochodu.
— Widać ciągnie swój do swego.
— A twoja słodka Marg? — zapytał Ryan, kiedy ruszyli z parkingu w stronę jego domu. — Jest taka porządnicka jak ty?
— Do czegoś specjalnego pijesz? Jest wiele osób, które trzymają ubrania w meblach do tego przeznaczonych i umieją posługiwać się zarówno sprzętem AGD, jak i RTV.
— Dobrze, że mnie oświeciłeś, Mikey, bo bym jeszcze do końca życia tkwił w nieświadomości. Może powinienem do ciebie chodzić na terapię? — odparł z kpiącym uśmiechem, ale nie dał mu czasu na odpowiedź, bo dodał: — A piję do twojego „ciągnie swój do swego”, jeśli nie było to tak oczywiste.
— No, a nie? Sam potwierdziłeś, że macie podobne podejście do kwestii porządku.
Charlie słuchał ich wymiany zdań ze skołowaną miną.
— Bingo — odparł Ryan, patrząc na Mike’a z rozbawieniem. — A ty jesteś uparty i ciągniesz temat mojego współlokatora, zamiast się chwalić, jak się docieracie z Marg.
— Bo ten twój współlokator, nie wiem, czy jest już tylko współlokatorem. Jest gejem, wiesz, Mike? — wtrącił się Charlie, orientując się, że jeszcze nie zdążył tego powiedzieć kumplowi, gdy już zaobserwował to swego czasu na plaży.
Mike zacisnął usta w cienką linię.
— Wspaniale, kolejny. I co to zmienia poza tym, że Ryan ma z nim jeszcze więcej wspólnego? No i ta romantyczna kolacja z lodami i piwem wydaje się mieć więcej sensu. Więcej niż tylko obietnica, w każdym razie.
— Hm? Co masz na myśli, Mikey? — zapytał Ryan, rzucając przy okazji krótkie spojrzenie Charliemu przez lusterko. Był niezadowolony, że chłopak dodał to, co dodał. Nie chciał wnikać w ten temat, bo jego „stosunki” z Lennym były wciąż dość śliskie.
— Nie wiem, Ryan, ty mi powiedz.
— Jedynie, co mogę ci powiedzieć, to że to nie jest żadna randka, jeśli to ci podpowiada zdradliwa podświadomość.
Charlie burknął coś pod nosem, opierając się z tyłu o oparcie i zakładając ręce na piersi. Nie podobało mu się to, że jego kumpel mieszka z mordercą, a co dopiero z nim coś… próbuje.
— Ryan — zaczął Mike, już skręcając w ulicę, na której stał dom kumpla. — Uwierz mi, moja podświadomość nie wyobraża sobie takich rzeczy. Co najwyżej wspólny, miły wieczór przed telewizorem. Jakiś mecz, cokolwiek, a potem czyjeś koleżanki wpadające przez przypadek w odwiedziny.
— To bardzo dobrze. Możemy przy tym zostać. — Ryan uśmiechnął się, jednoznacznie ucinając rozmowę.
— Rany, ale ty jesteś uparty — jęknął Charlie z tyłu.
— Za to mnie kochasz, kochanie.
— No kłóciłbym się. — Zaśmiał się chłopak.
— Kocha, nie kocha, nie chcę wiedzieć — wtrącił Mike, zatrzymując się pod domem Ryana.
W oknie paliło się światło. Spojrzał najpierw na jednego, potem na drugiego kolegę. Nic jednak nie dodał. Czasami po prostu nie miał do nich sił i nie rozumiał, jak oni w ogóle mogli pakować się w takie nieciekawe związki.
— Dzięki za podwózkę, Mikey. I nie zapomnij o mnie, kiedy będziesz wymieniał samochód. Chętnie przejmę twojego Mustanga. — Ryan mrugnął do niego i jeszcze obejrzał się na Charliego, wysiadając. — Do widzenia, kochanie.
— Na pewno nie zapomnę — mruknął Mike, a przez myśl mu przeszło, że gdyby Ryan był facetem Alexa, a nie Jason, to nie marudziłby tak jak tatuażysta na prezenty. Pewności jednak nie miał.
— Nie daj mu się zabić — burknął jeszcze Charlie, a Ryan tylko uśmiechnął się do niego i z reklamówką z zakupami ruszył w stronę swojego domu.
Mike odprowadził kumpla wzrokiem aż pod drzwi i dopiero ruszył w stronę mieszkania, gdzie czekali na nich Rush i Marg. Kiedy ich zostawiali, ci nawet nie przerwali rozmowy o grach.
— Jak Ryanowi odsprzedasz Mustanga i kupisz sobie jakieś cacuszko, to będę się czuć jak jakiś plebs z tym moim gratem. — Charlie zaśmiał się. — Bo Jason już też ma się czym wozić.
— Katy jeszcze też nic nie ma — przypomniał Mike. — I w ogóle nie zapowiada się, żebym pozbywał się mojego auta. Mimo że Marg mówi, że do mnie nie pasuje i że jest jak zabawka dla dużego chłopca. Że do mnie i do tego, co robię, pasowałby chociaż mniej szalony kolorystycznie samochód.
— No co ty, nie pozbawiaj się odrobiny szaleństwa — odparł Charlie, wychylając się do przodu i opierając przedramionami o oparcie przedniego siedzenia. — Od kiedy go masz? Studiów?
— Mhm, prezent na zakończenie. Ale nie mogę się z nim rozstać. Co najwyżej kupię drugi samochód, ale ten zostanie na pewno.
— Ryan będzie zawiedziony. — Tatuażysta zaśmiał się.
— Kupi sobie coś, jak uzbiera kasę i weźmie się za siebie. Zresztą, jeśli ty się źle czujesz z Dodgem, to nie możesz pogadać z Rushem, żeby trochę kasy ci pożyczył albo…? Nie wiem. Jakieś wspólne auto?
— Nie, spoko, ja sobie na swoje zarobię, jak będzie trzeba zmieniać. Nie myl mnie z Katy, ona by od Rusha wymędziła nawet helikopter — prychnął.
— Co racja, to racja. Ona się od was różni, nie lecicie na kasę.
— Nas? — Charlie uniósł brwi.
Mike, nie odrywając wzroku od drogi, zmarszczył brwi, nie łapiąc najwyraźniej.
— Hmm?
— No „ona się od was różni”.
Mike zaklął w myślach, dopiero zdając sobie sprawę, co powiedział.
— No, od was. No ogólnie. Wiesz… ty, Marg, Jason — mruknął, wplątując w wyliczankę także swoją dziewczynę, żeby odciągnąć myśli Charliego od głupich skojarzeń. Tak na wszelki wypadek.
— No, w sumie. Choć patrz, ja się zabujałem dwa razy w nadzianych gościach — dodał Charlie z lekkim uśmiechem. — Ani tobie, ani Rushowi nic nie brakuje. Może zbieg okoliczności.
Mike przewrócił oczami.
— Możemy już o tym nie wspominać? Wiesz, że cię bardzo lubię i w ogóle, ale tej części odwzajemnionego „lubię” nie lubię. I cieszę się, że Katy poleciała na portfel Rusha, a potem się podzieliła.
— Wiesz, że to przeszłość. — Charlie uśmiechnął się, zdając sobie sprawę, że już przestał się wstydzić tego, że kiedyś kochał się w Mike’u. Uznawał to za zamknięty rozdział. Nie czuł więc, żeby musiał się tym krępować. — Ale spoko, nie będę już wspominać.
— Wiem, ale dzięki za zrozumienie. A w ogóle nie wydaje ci się, że przesadzasz?
— Z czym?
— Z Ryanem?
Charlie zmarszczył brwi, nadal nie rozumiejąc. Chwilę milczał, myśląc, o co może chodzić, żeby nie pytać i nie zrobić z siebie głupka, ale wreszcie zrezygnował.
— Czemu przesadzam z Ryanem?
— Nie chcę się mądrzyć, ale to duży chłopiec. Raczej sobie poradzi, a ty, gdy tylko słyszysz, że coś wspomina o tym Lennym, to bledniesz jak ściana.
Charlie od razu wydął wargi i opadł na oparcie.
— To tylko ja tu zdaję sobie sprawę, że on się, cholera, z mordercą zadaje? To niebezpieczny człowiek, Mike!
— A Ryan przeżył w otoczeniu takich niebezpiecznych ludzi kilka lat i żyje. Zresztą pozory mogą mylić i osoba, która wydaje się bezpieczniejsza, może być większym zagrożeniem. I wiesz, o czym mówię. — Mike westchnął ciężko.
Charlie wywrócił oczami, pochmurniejąc.
— No, niby tak… Ale, cholera, na pozór większe obawy powinien mieć wobec mordercy niż gliniarza… Jakby się nauczył na tym, co przeżył, to byłby ostrożniejszy.
— On trochę inaczej odrobił chyba tę lekcję, stąd ta niechęć do gliniarzy. W sumie nie dziwię mu się, mimo że to był jeden przypadek… chociaż dość długotrwały — mruknął Mike, powoli zbliżając się do celu, ale sprawa ojca Ryana, który był szablonowym przykładem tyrana w rodzinie, wciąż go męczyła.
Charlie zaklął markotnie pod nosem.
— To pojebane, że woli przystawać z przestępcami, niż poprosić o pomoc policję…
— A pomyśl, Charlie, że może on nie chce prosić policji o pomoc. Może nie ma w czym? Pomyśl o tym — dodał Mike, zatrzymując się na podjeździe.
— Ta, ta… Żebym potem nie musiał mówić „a nie mówiłem” — mruknął chłopak i wysiadł z samochodu z westchnieniem.

23 myśli w temacie “Fire Dragon Tattoo Studio – 83 – Przybysz z koszyczkiem

  1. Katka pisze:

    Tess, o tak, zgadzam się, czarne charaktery nie raz lubi się bardziej od tych bohaterów pozbawionych wad. Albo chociaż lubi na tyle, że się smutno robi, jak giną XD No ale co tam Chrisa czeka w przyszłości, to oczywiście nie wolno mi zdradzać. Spoilery to grzech ciężki, paragraf na to powinie być :)

  2. Tess pisze:

    Aaa tam mój mózg (i tak go rzadko używam xD)…
    Chris jest fajniutki! I nie zabijajcie go, no. Jestem ciekawa czy jeszcze będzie coś o nim, mam nadzieję, że tak. I masz rację chore osobowości intrygują, szczególnie mnie… Zawsze jak oglądam jakiś film, serial, czy anime lub czytam książki czy właśnie takie opowiadania moją ulubioną postacią staje się czarny charakter (o ile Chrisa można nazwać czarnym charakterem z tą jego słodkością :D). Czasem jakiś sadysta, czasem ktoś z obsesją, innym razem ktoś z jakąś fobią. Ogólnie dziwacy… Ciągnie swój do swego :D

  3. Katka pisze:

    Tess, no to muszę z ręką na sercu przyznać, że jestem w szoku, że wciąż go lubisz XD Wydawało mi się, że Chris jest postacią, którą każdy najchętniej wepchnąłby pod samochód, haha. Choć fakt, coś w tym jest i chore osobowości intrygują. Cóż… na pewno nie Ryana XD Ale z boku to zabawnie oglądać, to na pewno. Ach i nie wiem, czy więcej Chrisa nie zadziałałoby destrukcyjnie na Twój mózg XD

  4. Tess pisze:

    Taki Chris mi się podoba :D!
    Eii i w którymś tam komentarzu wcale nie kłamałam i na prawdę go polubiłam. Mogę się usprawiedliwić tylko tym, że mam słabość do takich chorych osobowości, które na swój sposób mnie urzekają tą swoją niepoprawnością. On tylko potrzebuje, aby ktoś go pokochał, no… Haha. Może znajdzie się kiedyś ktoś odważny i ujarzmi tego wściekłego czerwonego kapturka, kto wie. To tylko od was zależy, choć w sumie mogę sobie to wyobrazić, ale to nie to samo.
    Z czystym sumieniem mogę napisać, że poczytałabym o nim więcej. Hmm… chyba jestem zbyt otwarta ;!

  5. Katka pisze:

    Mocca, jestem pod wrażeniem Twojego komentarza XD Naprawdę wow. I do tego jaki kwiecisty, haha. Chris powinien się cieszyć… gdyby nie miał siniaka na buzi ;) Jay oczywiście jest najmądrzejszym kotem na świecie i wszystkich przejrzy :D Haha, no i racja, Mikowi wszyscy tak się zwierzają, a chłopaczysko nie raz był blisko wypaplania :) Ale już długo, musicie przyznać, nieźle się trzyma XD No i co mogę dodać… jedynie, że cieszymy się z Shiv, że teatrzyk Chrisa się tak spodobał XD

  6. Mocca pisze:

    Kocham was! XD Na tak zajebistego Chrisa czekałam! A kojarzycie ten motyw
    z amerykańskich filmów, gdzie zła do szpiku, porzucona dla protagonistki
    narzeczona/cheerleaderka/żądna wpływów i portfela głownego bohatera
    asystentka, czy ktoś tam, wpada w furii do jeziora/basenu/misy z ponczem?
    Mniej więcej tak wyobrażam sobie teraz Chrisa. XD
    Ta dramaturgia, ta wściekłość, ta pasja!
    Trzydzieści punktów za program obowiązkowy!(Co to by była za awantura
    bez tupnięcia nóżką?)
    Czterdzieści punktów za widowiskową technikę oraz efekty wizualno-dźwiękowe! (Te wrzaski, te piski! Ah!)
    Dwadzieścia punktów za walory estetyczne!(Ahh, ten zburzony włos. Ta starannie dobrana garderoba!)
    I ostatnie, lecz niemniej ważne kryterium: „Upór oraz wytrwałość”.
    Przyznaję dwadzieścia punktów. (Ileż ten czysty i nieskalany, niczym pierwszy
    śnieg, młodzieniec włożył w swój występ trudu! Z jaką pasją i oddaniem
    ukazywał swój artystyczny manifest! Wisienką na torcie nazwę desperackie
    stukanie do drzwi, w myśl zasady: „Jeśli wyrzucą cię przez drzwi, wejdź
    oknem.” Czyż to nie wzruszające?) Jury w składzie jednoosobowym jest
    oczarowane! Chris, urzekła mnie twoja historia! Powinniśmy wszyscy brać
    przykład z twojej pasji i nieposkromionej miłości do sztuki (i tegoż
    młodzieńca, któremu dedykowany był pokaz)! Pomimo młodego wieku,
    możesz pretendować do miana „Kształciciela przyszłych pokoleń”. Nie zatrać
    tego płomienia i umiejętności obrazowego przekazywania swoich uczuć
    światu! Jestem na TAK, jesteś w finale!
    Nooo, to wracając do rozdziału.
    Lenny, gdzie ty go wywozisz? ;] A tak w ogóle to rozumiem motywy Ryana, ale
    żeby uderzyć Chrisa? No weźcie, toż to nie dość, że dziewczynka, to jeszcze
    dzieciuch!
    Kocham małego, rudego Jaya! Urocze kocisko! Poznał się na prawdziwym
    (mroooooooocznym!) obliczu naszego „barwnego ptaka”. Woli się połasić do
    Panterki! ;D Mądry kiciuś!
    Romantyczny wieczór w towarzystwie meksykańskiego żarcia i lodów
    cytrynowych! No czy można marzyć o czymś więcej?(A ja mam cukierki,
    hahaha! Jeśli przebierańcy nie będą mi się jakoś licznie szlajać do drzwi, to
    nawet sobie je pojem! Ahhhh. ;>)
    Charlie zachowuje się nie dość, że jak dewota(Shinu ma rację! I co z tego, że
    Lenny siedział za morderstwo? Uroczy jeeeeest!), to jeszcze jak nadopiekuńcza
    matka. Ale rozumiem, rozumiem. Na jego miejscu też bym pewnie świrowała
    na punkcie bezpieczeństwa Ryana.
    No i kurdeeee. Mike! Do mojej listy „Jak Katy i Gołąbeczki dowiedzą się o
    płomiennym romansie Alexa i Jasona?” Dopisuję kolejny punkt. „IV.Mike
    wygada się po pijaku(bądź na trzeźwo).”
    Alex jako alfons mnie jakoś wybitnie nie ruszył. Ale potem wyobraziłam sobie
    Rusha jako prostytutkę. Reszta niech pozostanie milczeniem.
    Wow, ale się rozpisałam. o.o

  7. Floo pisze:

    Shiv>> no ja właśnie się martwię żeby tam Chrisa za bardzo nie rozpieścili XD Bo jeszcze mu sie spodoba i zacznie nękać Lennego XD

    Kat>> myślę że jednak nie odpuściłybyście sobie TAKIEGO wieczoru ;] Przynajmniej mam taką szczerą nadzieję :*

  8. Shivunia pisze:

    Kat, DOCENIAMY. Nie doceniam…
    Floo >> A o Chrisa… nie ma co się martwić. Lenny to przecież taki dobry człowiek, on go tylko wywiózł w „dobrą” dzielnicę ;)

  9. Katka pisze:

    Floo, „przecież podłoga to taka wielka szafa, no przecież to oczy wista oczywistość XD” – no dokładnie! Jak w ogóle można się z tym spierać? XD A męski wieczorek czy będzie… hehehe, moooże… XD

    Seiridis, krótko, a na temat też mile widziane, więc oczywiście, że doceniam XD

  10. Floo pisze:

    Ahahahahahhahahaaaaaaaaaaaaaaa ZABIŁYŚCIE MNIE!!! XD
    Popłakałam sie ze śmiechu czytając akcję z Chrisem, sądziłam że stać go na coś bardziej wysublimowanego XD. Ale podziwiam opanowanie Lennego, i… zastanawiam się gdzie on wywiózł Chrisa XD mimo wszystko mam nadzieję że go nie skrzywdzą, bo Ryan miałby wyrzuty sumienia. I mam nadzieje że nie będziecie świnie i opiszecie ich… męski wieczorek :D

    Podobały mi się też hasła Charliego:
    „- Zrobilibyście z Rushem z tego wieczorku wojnę o miejsce na kanapie obok mnie – dodał Charlie ze śmiechem, zamykając lodówkę.”- chciałabym to kiedyś zobaczyć, to by było jak gra w muzyczne krzesła w przedszkolu xDDD

    „- Szafę? – Charlie spojrzał na Ryana, stojąc tuż przy nim. – Ty używasz czegoś takiego jak szafa?
    – Miałem na myśli podłogę, kochanie – uśmiechnął się zniewalająco”.-Charliemu się dowcip wyostrza, no i co on chce, przecież podłoga to taka wielka szafa, no przecież to oczy wista oczywistość XD

    Jestem zachwycona tym rozdziałem. I będę wredna ale, mało gołąbków -> Hurra XD
    Sporo Lennego i Ryana -> Hurra
    Nie było A&J -> BUUUU

  11. Katka pisze:

    Shinu, haha, to już jest źle XD Deprawujemy Twojemu tacie dziecko XD A i powiem sadystycznie, ale cieszę się, że taką niecierpliwość moje krótkie słowa wywołały XD

  12. Shinu pisze:

    Katka >> Przez to twoje gadanie o jakimś „dużym boom” nie zasnę w nocy. A jak pomyślę, że to całe duże boom na które czekam od czasu od kiedy Jason i Alex się spiknęli pewnie nie nastąpi za 9 dni, tylko jeszcze za 9 albo nawet później to mam ochotę się pochlastać i zacząć obgryzać paznokcie T_T Przestań takiego smaka robić, bo potem chodzę i nękam wszystkich wkoło moimi narzekaniami, i mój tata, który niestety nie jest pro-homo zaczął mnie unikać >.>
    xDDD

  13. Katka pisze:

    Kohaku, hehe, widzę, że Chris, mimo że pokazywał już pazurki, zdołał jeszcze czymś zaskoczyć XD To cieszy, haha.

    Rapsody, Ryan w roli żonki by długo nie wytrzymał XD Każdy ma swoje granice, haha. A Lennemu raczej nie chciałoby się utrzymywać pozycji głowy rodziny i chyba typowej „żonki” by nie chciał. Więc tak, tak się ich stosunki klarują i dobrze, że to widać :)

    Elis, zdrowiej ;* Jak będzie tragicznie, to wyślę tam Williama, to Cię wykuruje XD I ponoć to sztuka zrobić z czarnego charakteru bohatera uwielbianego, a z uwielbianego bardzo łatwo zrobić znienawidzonego, ale… i tak się cieszę, że Chris wywołuje właśnie takie emocje XD W końcu miał za zadanie namieszać :)

    Raya, z czasem XD Cierpliwości, hehe, choć sama widzisz, że mamy tu kilka wątków – i może dlatego wydaje się, że historie osobnych postaci się ciągną. Mam nadzieję jednak, że to nie zmniejsza apetytu :)

    Shinu, „Przecież to, że ktoś kogoś zabił(a potem w pewnym sensie zgwałcił) nie czyni jeszcze z niego złego człowieka (xDDDDDD).” – Shiv mi już zdążyła zauważyć, że to brzmi, jakby… ekhm, trupa zgwałcił XD W ogóle, hahaha, matko jak ja się z TYM zgadzam: „Muszę przyznać, że gdybym spotkała Ryana w rzeczywistości to nie zrozumiałabym większości tego co do mnie mówi, bo mówi to w taki sposób, że musiałaby się zastanowić o co mu kurde chodzi i czy przypadkiem się ze mnie nie naśmiewa xD”. Wybacz, że tak Cię cytuję, ale poważnie, święte słowa. Ryan ma taki sposób mówienia, dlatego jego „słuchacze” (bo rozmówcy to ciężko powiedzieć, skoro to on głównie nawija) albo go nie cierpią, albo mają na tyle cierpliwości, że go znoszą XD No, zostaje jeszcze ta grupa, która takie gadanie lubi :)

    Nela, hehe, oj nadejdzie jeszcze czas na Jasona i Alexa i może nawet z dużym boom ;)

    Seiridis, wnikliwa, konkretna analiza XD I podoba mi się.

  14. Seiridis pisze:

    Chris – totalny, porządnie popierdolony pojeb =.=
    Ryan i Lenny – mruuuu, tylko za mało ich xD

    Charlie – nadopiekuńczy zazdrośnik
    Mike – … … no… no Mike no… zdystansowany… xD

  15. nela pisze:

    świetny rozdział, jak każdy zresztą XDD
    Liczyłam na Alexa i Jasona, no ale mam nadzieję, że następny rozdział będzie o nich. :D

  16. Shinu pisze:

    JAAAAAAAAAAAAAA!!!!!!!!!!
    Nareszcie Chris i nawet lepiej – szalony Chris i nieprzytomny Chris.
    Genialny rozdział! A jak sobie wyobrażam minę Lenny’ego podczas obserwowania całej tej sceny to aż mi się go żal robi xD I Ryana też ;]
    Mam nadzieję, że następny rozdział będzie poświęcony „romantycznemu wieczorowi” tej parki .>

    Charlie mnie wkurza z ta przesadną troską. Kieruje się jakimiś cholernymi stereotypami. Przecież to, że ktoś kogoś zabił(a potem w pewnym sensie zgwałcił) nie czyni jeszcze z niego złego człowieka (xDDDDDD).

    Muszę przyznać, że gdybym spotkała Ryana w rzeczywistości to nie zrozumiałabym większości tego co do mnie mówi, bo mówi to w taki sposób, że musiałaby się zastanowić o co mu kurde chodzi i czy przypadkiem się ze mnie nie naśmiewa xD

    Błagam, Alex – ujawnij się!
    (Alex-Alfons mnie zabił. Wyobraziłam go sobie w takim szlafroczku Hugh Heffnera, fajką i z laską xD).

  17. raya pisze:

    kochane, kiedy bedzie wiecej o Ryanie?? pamietam jeszcze tę tajemnicza rozmowe przez telefon kilka rozdziałow wczesniej;)

  18. Elis pisze:

    Chris to świr. I ja go na początku lubiłam? Ale akcja była ekstra. :) To jak Ryan przyłożył Chrisowi wywołało u mnie pisk radości. Ogólnie z wielu sytuacji tutaj się śmiałam, jak i słów, a do tego reakcja Charliego, kiedy myślał, że Ryan zabił Chrisa… haha. A jeszcze wspomnę, to „gotowanie” Lennyego z kotem. Jeszcze trochę wprawy i przygotują Ryanowi królewską ucztę. :)
    Teraz ciekawi mnie co Lenny zrobił z Chrisem. :)
    Dobra, mój komentarz jest dzisiaj do niczego, a to dlatego, że jestem chora i nie mogę myśleć.

  19. Rapsody pisze:

    Ależ mnie tu dawno nie było :) Wśród komentujących, bo czytam nadal regularnie. Po tym rozdziale poczułam że trzeba się wreszcie odezwać. Zaliczam się do tej grypu czytujących, którzy ubóstwiają tą parkę. Bardzo lubię że są obaj tacy… nie mogę znaleźć słowa. Prości jest złe. Męscy dla określenia tego co chcę określić też, bo przecież Jason np. również jest męski. Chodzi mi o taką pierwotność działania, to proste, męskie myślenie. I jak siłowe rozwiązanie sprawy jest głupie i prymitywne, tak myślę że świetnie pokazało jacy są Lenny i Ryan i co ich wychowało :) Mówię o więzieniu oczywiście. Bo nikt mi nie wmówi że byli by tacy sami gdyby nie mieli takiej przeszłości. Co by nie mówić, scena przy drzwiach i całe to pozbywanie się Chrisa bardzo mi podeszło. Poza tym to rokuje bardzo ciekawą zależność między Ryanem i Lenny’m. Jeśli na tym będzie polegać ich związek – w sensie że będą na równi, obaj pokazywać swoją „siłę”, nie tylko o fizycznej mówię – to jestem wręcz zachwycona :D Na początku nieco się bałam że zdegradujecie Ryana do roli żonki (matulu, chyba bym straciła wiarę w ludzi), ale widzę teraz że z czasem ich stosunki się układają i zaczynają gadać jak kumple a nie ofiara i ciemiężyciel. A wszyscy doskonale wiemy że żeby związek był udany, partnerzy muszą być przyjaciółmi ;) Mądrość życiowa Rapsody na dzisiaj.
    A wracając do rozdziału. „- Dzięki, Ryan, ale co jeśli naprawdę nie wiem? – prychnął. – I w ogóle, co tu robisz? I nie, nie odpowiadaj, że zakupy ani, że stoisz, ani że z nami rozmawiasz.” Jak Mike Ryana dobrze zna :) Przyznam że uwielbiam to że są takimi jak ktoś kiedyś ich nazwał trzema muszkieterami. Trzymali się razem i nadal są przyjaciółmi. Brakuje mi czasem scen z udziałem tej trójki. Ubóstwiam też zlewczy stosunek Lennego do… wszystkiego. ” – Lepiej chodź i pomóż mi to wrzucić do mini, a nie rozpamiętujesz, gdzie twoja dziewczynka mieszka”.
    Ale żeby nie słodzić wam, drogie autorki, aż tyle to powiem że seks z Jasonem na dole mnie nie ruszył zupełnie xD Sama rozmowa potem była o niebo lepsza i to ich przywiązanie. Może dlatego że Alexa w roli dominatora w łóżku zupełnie nie widzę, tak samo jak Jasona jako pasywnego kochanka.
    Ale wiecie, że i tak kocham wasze opowiadania i idę tworzyć komentarz pod NBTS póki mam czas.

  20. kkohaku pisze:

    OMG xDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDD aż brakuje mi słów odnośnie sceny z Chrisem. Me serce bardzo się radowało z jego upadku i przekonało mnie jaki on jest STRASZNY! Takiej histerii się nie spodziewałam, wręcz małego dziecka, któremu odmawia się zabawki. A wiadomo, że i na żywo takie cudaki się zdarzają. Może nie jestem za agresją, ale niestety muszę się zgodzić iż metoda Ryana była chyba jedyną słuszną. Aż mi zadrżała dłoń, jak Chris nadal dobijał się do ich drzwi. Ha ha nadal gęba mi się uśmiecha jak sobie wyobrażę jego rozczochraną, rozmazaną gębę. No teraz tylko czekać na zemstę tego różowego ”coś” xD Nie no piękna scena, swoją absurdalnością, abstrakcją zasługuje na medal xD

    Już się bałam, że Mike coś palnie z Alexem i zdradzi co nieco tajemnicy. Ale porządny z niego przyjaciel, chociaż w sumie wybawił go Ryan. Lubię takie scenki..i w ogóle poczułam jakiś sentyment. I tęsknotę, że FDTS pojawia się tak rzadko. Może to dlatego, że od tego opka zaczynałam Was czytać i wręcz serce me srzy jak je czytam. Ah.. ~<3

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.